335 – „Uroki tworzenia bloga” – Wielki przegląd, remont i podziękowanie.

Seria modeli firmy de Agostini „Legendy FSO”, pomimo, że przez kilkanaście lat pracowałem i byłem związany z FSO, w przeciwieństwie do dawnej serii „Kultowe Auta PRL” moich emocji nie budzi. Z serii kupiłem kilka modeli (pierwszy model z tej serii pokazałem na blogu) pozostałe 3 w albumie „KRÓTKA HISTORIA MOTORYZACJI 1991-2015„. Jednak śledzę kolejne modele, które w tej serii się ukazują zwłaszcza na forum motoshowminiatura.

Pod koniec marca kiedy w serii ukazał się Fiat 132, a na forum w wątku o modelach z serii „Legendy FSO” pojawiła się ciekawa dyskusja na temat modeli tego auta, postanowiłem się do niej włączyć :

Ku mojemu zaskoczeniu kolega Edekyogi napisał, że wklejony prze ze mnie link do bloga i wpisu 181, w którym pokazałem wszystkie 3 wersje samochodu Fiat 132, jest prawidłowy i działa, jednak na blogu zdjęcia nie wyświetlają się. Zdziwiło mnie to nieco, bo ja na moim komputerze, ale również na telefonie wszystkie zdjęcia widziałem:

Kiedy również kolega W126 potwierdził, że zdjęć we wpisie nie widać, postanowiłem widoczne dla mnie wszystkie zdjęcia w tym wpisie skopiować i wkleić je do wpisu jeszcze raz (zaś zdjęcia widoczne tylko dla mnie a niewidoczne dla kolegów z forum, usunąć z wpisu:

Tym razem kolega Edekyogi potwierdził, że zdjęcia we wspomnianym wpisie widać i jest OK. Cała sprawa dała mi jednak do myślenia i skłoniła mnie do wykonania generalnego „przeglądu” bloga i sprawdzenia czy w innych wpisach też może nie widać jakichś zdjęć.

Przegląd zacząłem jakiś tydzień temu. Na nowym komputerze włączyłem przeglądarkę Microsoft Edge na której zalogowałem się do bloga po czym zacząłem przeglądać wszystkie wpisy od samego początku. Tu wszystko było OK i wszystko było widać. Włączyłem więc drugą przeglądarkę (tym razem Google Chrome) ,na której nie byłem zalogowany, ani do bloga ani, na Google.

I tu też było wszystko w porządku aż do pierwszego wpisu z większą liczbą zdjęć – wpisu 158 . Tu zdjęcia nie wyświetlały się, a ja na komputerze zobaczyłem taki oto obrazek :

Kiedy zalogowałem się na bloga i na Google (do bloga loguję się przez konto w Google) zdjęcia we wpisie 158 oczywiście pojawiły się. Poprosiłem o pomoc żonę. Niechętnie (bo właśnie oglądała ulubione historyjki o koreańskich gwiazdach rozrywki) ale zgodziła się wejść na mojego bloga gdzie w wyszukiwarce (bloga) poprosiłem ją o wpisanie numeru 158 . Na ekranie pojawił się wpis 158 z widocznym tekstem i obrazek jak wyżej (zdjęcia nie były widoczne).

Postąpiłem więc dokładnie tak samo jak w przypadku wspomnianego tu wcześniej wpisu 181: Widoczne dla mnie wszystkie zdjęcia we wpisie 158 skopiowałem (w przeglądarce Microsoft Edge, na której zalogowałem się do bloga) umieściłem w kolejnym nowym folderze (w komputerze), a następnie mozolnie wklejałem je do wpisu jedno po drugim stare zaś zdjęcia (widoczne tylko dla mnie a niewidoczne dla kolegów z forum i na komputerze żony usuwałem. Po tej operacji w przeglądarce Google Chrome (gdzie nie byłem już zalogowany, ani na Google, ani na bloga) pojawił się prawidłowy dla wpisu obrazek :

Powyższy przykład pochodzi z uzupełnionego później wpisu 281 .

Kiedy w Google Chrome zacząłem przewijać wpisy dalej, okazało się, że zdjęć brakuje również w wielu innych wpisach. Zdjęć brakowało zwłaszcza miedzy wpisami 158, a 285 i w komputerze folder z niewyświetlającymi się zdjęciami zaczął stopniowo puchnąć, zaś ostatecznie wygląda tak :

Przez cały niemal ubiegły tydzień pracując po kilka godzin dziennie mozolnie „łatałem dziury” na blogu. Powód z jakiego one powstały był mi przypuszczalnie znany, ale namacalnie ujawnił się dopiero pod konie całej operacji, w wpisie numer 282. (opublikowanym 24 września, 2017) :

Pokazany tu obrazek świadczy o jednym Serwis ONET, który w 2006 roku skutecznie namówił mnie do założenia tego bloga niestety NIE DAŁ RADY. Już wcześniej jego pojemność był sprawą problematyczną (co wiązało się z koniecznością korzystania z hostingu)

Założony pierwotnie (w 2006 roku pod adresem http://miniauto-43.blog.onet.pl) miał pojemność 15 MB. W 2010 roku na serwisie Onet.pl ukazał się materiał o moim blogu i filmik nakręcony u mnie w domu. To poskutkowało zwiększeniem pojemności bloga do 25 MB. W 2012 roku nastąpiła konieczna (a właściwie obowiązkowa) migracja z platformy blogowej Onet na prowadzoną również przez ten serwis platformę Blog.pl na której każdy z blogerów otrzymał do swojej wyłącznej dyspozycji (pokazane tu powyżej) 100 MB.

Pojemność taka okazała się przez pierwszych kilka lat wystarczająca do prezentacji niewielkich zdjęć modelików (dlatego we wpisach do numeru 157 zdjęć na blogu nie „brakowało”. Kiedy jednak na blogu zacząłem prezentować zdjęcia z targów i zlotów miłośników starej motoryzacji jak i z ciekawszych wakacyjnych podróży, pojemność bloga okazała się niestety zbyt mała i aby takie wpisy na blogu umieszczać musiałem się ratować hostingiem. Co i jak opisałem zresztą w wspomnianym i pokazanym tu wpisie 282.

Po zamknięciu kolejnych internetowych magazynów zdjęć (ostatnim z jakiego korzystałem za blogu był ONET DYSK) zdjęcia wylądowały na moim profilu na Google +.

Jednak likwidacja w październiku 2017 roku serwisu, a właściwie magazynu zdjęć ONET DYSK była tylko „przygrywką” do tego, co stało się kilka miesięcy później – likwidacji z końcem lutego 2018 roku całej platformy blog.pl i konieczności przerzucenia całej treści bloga na WORDPRESS, co tym razem wiązało się również ze zmianą jego adresu.

Ponieważ szkoda mi było wyrzucenia do śmieci treści, które tworzyłem na blogu przez 11 lat, bloga przeniosłem na WORDPRESS. Pomimo pewnego rozgoryczenia i rozczarowania, że największy polski serwis internetowy nie dał rady z prowadzeniem blogowej platformy, była jednak pewna korzyść z tej ostatniej migracji – pojemność bloga w serwisie WORDPRESS wynosi od początku 3 GB.

Kiedy po uwagach kolegów z forum uzupełniłem zdjęcia we wpisie 181. w zakładce Media pokazało się, że dotychczas wykorzystałem 20% przydzielonej pojemności na prowadzenie bloga.

Po uzupełnieniu zdjęć we wszystkich wpisach, w których hosting z Google+ przestał na blogu prawidłowo działać okazało się, że wykorzystanie przydzielonej pojemności na prowadzenie bloga zwiększyło się raptem z 20 do 22 % :

A przecież na blogu jest ponad 330 wpisów ze zdjęciami nie tylko modeli.

PRZY TEJ OKAZJI

PRAGNĘ RAZ JESZCZE SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ KOLEGOM EDEKYOGI I W126 (z forum motoshowminiatura) ZA ZWRÓCENIE UWAGI NA BRAKI NA MOIM BLOGU !

DZIĘKI ICH UWAGOM UZUPEŁNIŁEM I NAPRAWIŁEM BLOGA !

TERAZ WSZYTSKIE ZDJĘCIA WE WSZYSTKICH WPISACH SĄ JUŻ Z POWROTEM WIDOCZNE !

pozdrawiam

334 – Berlińskie zdobycze – Renault FR1

Tegoroczny marzec okazał się (jak już poprzednio pisałem) rekordowym miesiącem pod względem nowych nabytków w mojej dość sporej kolekcji. Dziś pokażę jedną z pierwszych „marcowych zdobyczy” – model autobusu Renault FR1, bo taka nazwa jest wybita na podwoziu modelika francuskiej firmy LBS.

Korzystając z pobytu mojej córki w Berlinie, postanowiłem po raz kolejny „dobrać się” do niemieckiego rynku modeli w skali 1 / 43 . Jeszcze chyba pod koniec lutego, tak trochę na „chybił trafił” wbiłem w wyszukiwarkę niemieckiego e-bay’a hasło: „Renault FR1 1 / 43”. Do zrobienia tego zainspirowała mnie trochę przywieziona w końcówce września z Berlina ciężarówka Renault R350, którą prezentowałem tu (przez dłuższy czas) w zakładce NAJNOWSZY – NABYTEK .

Zarówno ciężarówka, jak i poszukiwany autobus są firmy LBS. Po wyszukaniu nazwy autobusu, na ekranie (jak zwykle zresztą) pojawiło się kilkanaście ofert (od 50 do 100 Euro) ale wśród nich były tym razem dwie aukcje zaczynająca się od kilku Euro i te zacząłem od razu obserwować:

Na obydwu aukcjach modeliki były dość dobrze pokazane (właściwie ze wszystkich stron) . W pierwszej aukcji wystawiony został modelik „srebrny”. Na pierwszy rzut oka w brakowało w nim tylko prawego lusterka, poza tym innych „ubytków” czy defektów modelika nie zauważyłem.

Tuż za tą aukcją biegła druga, w której wystawiony został modelik „niebieski” :

Model wyglądał na kompletny, jednak spasowanie w nim przednich lamp pozostawiało wiele do życzenia.

Obydwie aukcje kończyły się 4 marca – modelika „srebrnego” o 20:18 , „niebieskiego” o 20:19. Nie pamiętam już jak przebiegały licytacje. Ja skoncentrowałem się na pierwszym modeliku i o niego postanowiłem „zawalczyć”. Jego aukcja zakończyła się kwotą 14,5 Euro i to ja byłem zwycięzcą. (Drugi „niebieski” i kompletny model poszedł za 33,5 Euro) W pierwszej aukcji było 10 „oferentów” w drugiej 9 .

Do wylicytowanej ceny należało jeszcze doliczyć 7 Euro (koszty przesyłki z Bad Waldsee w Badenii-Wirtembergii do Berlina). Model kosztował ostatecznie ok. 93 zł i przyjechał z Berlina 28 marca. Kilka dni przestał na stole w kuchni, gdzie zazwyczaj pracowałem i gdzie też rozkładam mój „warsztat”.

Brakujące prawe lusterko dorabiałem trochę na raty, późnymi wieczorami 20. oraz 21. kwietnia. Już po sobotniej wizycie na targach Auto Nostalgia 2024, a tuż przed wyjazdem do córki do Berlina:

Na tym blogu nie raz pokazywałem, jak dorabiam brakujące lusterka. Jednak zazwyczaj w trakcie ich dorabiania formuję tylko najbardziej widoczną powierzchnię zewnętrzną, a w dorabianie ramki od wewnętrznej (mniej widocznej) strony lusterka, nie bawię się. W mojej karierze ramkę robiłem tylko raz. (W pokazanym w albumach modeliku Mitsubishi Pajero), O ile dobrze pamiętam, (a było to dobrych kilkanaście lat temu) Po dorobieniu lusterka na jego powierzchnię wewnętrzną nanosiłem odrobinki kleju modelarskiego, który rozpuszcza plastik i po odczekaniu kilkunastu minut usuwałem zewnętrzną warstwę pozostawiając na samych brzegach ramkę. Operacja udała się wtedy całkiem dobrze, ale była czasochłonna i upierdliwa, dlatego przy dorabianiu kolejnych lusterek nie wykonywałem jej. Zazwyczaj pozostawiałem płaską powierzchnię (bez ramki) a na nią naklejałem odblaskową srebrną folię imitującą szybkę lusterka.

Tym razem rzeźbiłem wnękę pod szybkę „na sucho” – bez użycia kleju. Operacja też okazała się pracochłonna i upierdliwa. Na dodatek wyrzeźbiona wnęka okazała się głębsza niż w lewym (oryginalnym) lusterku i przy wklejaniu „szybki” trzeba było podłożyć pod nią podkładkę.

Po wykonaniu prawego lusterka przykleiłem je do zachowanego wysięgnika. teraz modelik wygląda tak:

Dlaczego właściwie kupiłem modelik tego francuskiego autobusu ?

Powody są właściwie 2, a może i więcej.

Pierwszy podałem na początku tego wpisu.

Drugi to, to że pamiętałem jak kilkanaście lat temu na Allegro pojawił się model właśnie tego autobusu (za ok. 100 zł). Była to wtedy rzadkość bo na rynku modeli w skali 1 / 43 nie było żadnych serii gazetowych, o modelach ciężarówek czy autobusów nie wspominając. Model zapamiętałem wtedy i pomyślałem, że może kiedyś uda mi się go zdobyć.

Trzeci i chyba najważniejszy powód poszukiwań modelika zrodził się z obserwacji naszych dróg i ulic.

AUTOSANKILLER

Renault FR1 (według informacji znalezionych w Internecie był produkowany w latach 1983–1997 (a więc już dość dawno temu), W 2013 roku jesienią wybraliśmy się z żoną i córką na spóźniony tygodniowy urlop w górach. Otóż w trakcie jednego ze spacerów po centrum Krynicy zwróciłem uwagę na autobusy jakie kursował do tej miejscowości. Jednym z nich był właśnie Renault FR1 z oznaczeniami (chyba PKS Nowy Sącz).

Jakiś czas później już w Warszawie skonstatowałem, że autobus ten można właściwie było spotkać na każdym niemal kroku (zwłaszcza w okolicach Dworca Wileńskiego w Warszawie).

Prawie 30 lat temu na końcu ulicy Stalowej między znaną wszystkim warszawiakom zajezdnią MZK a Aleją Solidarności wybudowano jeden z pierwszych w Warszawie hipermarketów. Hipermarket ów (najpierw HIT, potem Tesco, a teraz Kaufland) posiada bardzo duży parking, na którym zazwyczaj parkowały autobusy (przeważnie prywatne) dowożące do Warszawy pracowników z okolic Radzymina , Wyszkowa i innych podwarszawskich gmin i powiatów. Któregoś dnia jadąc do pracy (czasem jeździłem też przez ten parking) zauważyłem, że na 6 zaparkowanych tam autobusów 4 to Renault FR1.

A przecież kilka lat wcześniej na parkingu tym (oddalonym od mojego domu o 2 km) często widywałem autobusy Autosan H9 czy H10. Kiedy na drogach widywałem wiele autobusów zauważyłem, że Autosany właściwie z nich zniknęły, a ich zadania przejęły Renault FR1. Cała historia miała miejsce chyba 10 lat temu, ale bardzo zapadła mi w pamięć.

Jak wygląda modelik pokazałem tu dość dokładnie. A jak wyglądał oryginał :

pozdrawiam

.

.

.

PRZYPPOMNIENIE !

Jak uważniejsi obserwatorzy i czytelnicy tego bloga zauważyli, jakiś czas temu, zmieniłem nieco sposób numerowania wpisów tego bloga. Otóż rok temu, w przeglądarce włączyłem niechcący tryb głosowy. Zorientowałem się, że mojego bloga wcale nie trzeba czytać, a można go po prostu „posłuchać” włączając „tryb głosowy”. Działa on w przeglądarce Microsoft Edge:

Wpisy, których numer jest oddzielony od tytułu myślnikiem, a nie kropką (zaznaczone powyżej strzałką) zostały sprawdzone, a ich pisownia dostosowana do odsłuchania za pomocą funkcji ” Czytaj na głos tę stronę” (Ctrl + Shift +U). Funkcja jest bardzo przydatna, bo można oglądać zdjęcia które tu zamieszczam, a przy okazji posłuchać, co o tutaj piszę.

333 – Berlińskie zdobycze – Renault Megane (sedan)

Tegoroczny marzec okazał się nie tylko ostatnim miesiącem pracy w mojej zawodowej karierze, ale i chyba absolutnie rekordowym miesiącem pod względem nowych nabytków w mojej sporej już jednak kolekcji. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek w jej już 40 letniej historii zdobył dla niej w jednym miesiącu aż 9 modeli. Owszem zdarzały się „tłuste” miesiące, kiedy w kolekcji pojawiało się 7 nowych modeli, a według moich zapisków było takich sytuacji na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat kilka, ale 9 jeszcze nie.

Na samym początku tego rekordowego miesiąca – 2 marca w sobotę trochę zaplątałem się na bazarku (pod blokiem) do znajomego kiosku i nabyłem w nim opisywany tu model wywrotki Raba F26. Korzystając zaś z pobytu mojej córki w Berlinie, postanowiłem po raz kolejny „dobrać się” do niemieckiego rynku modeli w skali 1 / 43 . Jeszcze chyba pod koniec lutego, tak trochę na „chybił trafił” wbiłem w wyszukiwarkę niemieckiego e-bay’a hasło: „Renault FR1 1 / 43”. Do zrobienia tego zainspirowała mnie trochę przywieziona w końcówce września z Berlina ciężarówka Renault R350, którą prezentowałem tu (przez dłuższy czas) w zakładce NAJNOWSZY – NABYTEK . Zarówno ciężarówka, jak i poszukiwany autobus są firmy LBS. Po wyszukaniu nazwy autobusu, na ekranie (jak zwykle zresztą) pojawiło się kilkanaście ofert (od 50 do 100 Euro) ale wśród nich była jedna zaczynająca się od kilku Euro i tę zacząłem od razu obserwować. Poniżej ofert z autobusami wyświetliły się również oferty z modelikami osobowych aut Renault, a wśród nich modeliki Clio i Megane. Te aukcje też zacząłem obserwować i kiedy zorientowałem się, że sprzedający mają dość ciekawą i obszerną ofertę, przygotowałem się do „zawalczenia” o modeliki. Nie było to zresztą trudne bo wszystkie aukcje kończyły się nieco po godz. 20. I tak 4 marca wygrałem modelik autobusu Renault FR1 (za 14,5 euro) 5 marca modelik Renault Clio III (za 7,5 euro) , 6 marca modelik Renault Megane II (za 8,27 euro) , 7 marca modelik Opel Kadett C Aero (za 6,59 euro) oraz 10 marca modelik Opel Bedford Blitz (za 10,5 euro) . W międzyczasie 8 marca przygotowywałem się do „zaatakowania” modelika Ikarus 260 (bez opakowania i prawej wycieraczki szyby przedniej, wystawionego przez tego samego sprzedawcę u którego wylicytowałem modelik autobusu) ale kiedy cena dojechała do 29,5 Euro odpuściłem.

Wymienione tu modele (oprócz autobusu) sprzedawał użytkownik o nicku minihelikopter (od którego półtora roku temu kupiłem opisywany tu model Mercedes-Benz 17 35 . Do podanych tu cen należało jeszcze doliczyć koszty przesyłki (oczywiście do Berlina) – 6,5 euro za modele aut osobowych i 7 euro za autobus.

W środę 20 marca zaplątałem się jakoś na Allegro i u znanego mi sprzedawcy (u którego kupiłem już kilka pokazywanych tu modeli ) znalazłem modelik busa Volkswagen T2, na który polowałem od dawna. Modelik nie był mi znany, ale kiedy okazało się, że przy zakupie mogę skorzystać z bonu o wartości 20 zł modelik kupiłem. Jak podałem w poprzednim wpisie : Na pożegnalnym spotkaniu z okazji przejścia na emeryturę (26 marca) dostałem kilka fajnych prezentów (również w płynie), a także modelik, który dzień wcześniej sam wskazałem (teraz jest i będzie przez jakiś czas widoczny w zakładce NAJNOWSZY – NABYTEK – po prawej stronie ). Zaś dnia następnego – 27 marca pojechałem do podwarszawskiego Konstancina po modelik Star 28 P-183.

Dziś pokażę jedną z „marcowych zdobyczy” Renault Megane berline 4 portes, bo taka nazwa jest wybita na podwoziu modelika francuskiej firmy Norev.

Na aukcji modelik był dość dobrze pokazany (właściwie ze wszystkich stron) . Na pierwszy rzut oka brakowało w nim tylko prawego lusterka, ale po dokładniejszej analizie zdjęć okazało się, że zostało ono przyklejone taśmą do podwozia. Naprawa pozornie prosta nastręczyła jednak trochę kłopotów.

Na początek postanowiłem osadzić urwane lusterko „na sztyfcie”:

W miejscu mocowania lusterka do nadwozia wywierciłem wiertłem 0,8 mm otworek, w który wkleiłem drucik (ze spalonego zimnego ognia) . Następnie końcówkę odciąłem możliwie blisko słupka, zaś w urwanym lusterku wywierciłem głęboki na 2 mm otworek i lusterko „nabiłem” niejako na wystający z nadwozia „sztyfcik”. Połączenie (tu bez użycia kleju) okazało się stabilne i dość mocne. Modelik był właściwie naprawiony i tak przeleżał na stole kilka dni.

Jednak lusterko chociaż siedziało na sztyfcie pewnie nie do końca było chyba właściwie ustawione. Próbowałem je nieco na osi sztyftu obrócić, ale siedziało na tyle mocno, że obrócić nawet minimalnie się nie dawało. Właściwie lusterko nie było osadzone źle, i można było je w spokoju zostawić, ale coś mnie skusiło, żeby to jednak poprawić.

A, że jak mówi stare przysłowie „lepsze jest wrogiem dobrego” tak się też stało i w tym przypadku.

Używając siły ściągnąłem lusterko ze sztyftu mając nadzieję osadzić je pod troszkę innym kątem jakieś 2 może 3 stopnie obrócić je na sztyfcie. Niestety po ściągnięciu lusterko ze sztyftu spadało. Na domiar złego okazało się, że używany kilka dni wcześniej klej cyjanopanowy nie pozwala się otworzyć. Zakrętka po wielokrotnym odkręcaniu w końcu przykleiła się do stożkowego dozowniczka i przy próbie odkręcenia kombinerkami ukręciła się wraz z dozowniczkiem. Kleju było co prawda w tubce jak na lekarstwo, ale i tę resztkę postanowiłem wykorzystać, zanim klej trafił do kosza.

Na czubek sztyftu nałożyłem maleńką kropelkę i lusterko wkleiłem. Ale że tubka z klejem była uszkodzona, poczułem, że trzymając modelik mój palec gdzieś się do modelika odrobinkę przykleił. Początkowo wydawało mi się, że palcem z odrobinką kleju dotknąłem progu. Dopiero po kilku dniach na dolnej części przedniej lewej lampy i górnej krawędzi zderzaka znalazłem „ślad” w postaci matowej kropki o średnicy ok. 1,5 mm. Zaczęło się mozolne zmywanie śladu zapałką zamoczoną w rozklejaczu do cyjanoakryli, które dało efekt częściowy. Pod lupą „ślad” jest widoczny, gołym okiem specjalnie nie.

Opisywany modelik jest produkcji firmy Norev i został wykonany bardzo dobrze. Może na zdjęciu tego nie widać, ale na desce rozdzielczej jest nawet imitacja zegarów i komputera:

Kiedy modelik dotarł obejrzałem go bardzo dokładnie, bo przecież miał urwane lusterko, sprawdziłem więc czy nie ma też jakichś innych uszkodzeń. Moją uwagę przykuło niekoniecznie idealne spasowanie maski z przednimi lampami. Kiedy w szczelinę wsadziłem nożyk modelarski, okazało się, że maska się otwiera:

Oglądając zdjęcia z aukcji byłem zupełnie zaskoczony, bo nie spodziewałem się w modeliku otwieranej maski. Cóż to naprawdę fajne urozmaicenie.

Mimo, że od premiery auta minęło ponad 20 lat, samochód wciąż można spotkać. W trakcie pobytu córki w Warszawie wybraliśmy się na obiad do restauracji. Po wyjściu z niej kilkadziesiąt metrów dalej, na ulicy prowadzącej do Placu Teatralnego, stała taka oto „renówka”:

I na tym właściwie mógłbym ten wpis zakończyć, ale przecież modelik auta Renault Megane II nie jest pierwszym modelikiem tego auta w mojej kolekcji. Postanowiłem zatem przy okazji jego prezentacji pokazać (podobnie jak w przypadku jednego z poprzedników Megane – modeilka Renault 19) mój o kilkanaście lat starszy modelik, kupiony 2 miesiące przed założeniem tego bloga.

W lipcu 2005 roku, na Allegro pojawiły się ostatnie już niestety modele „Made in France” (z likwidowanej francuskiej wytwórni) mojej ulubionej przez długie lata firmy Solido. Wtedy to kupiłem prezentowany na tym blogu modelik Renault 12. Rok później w czerwcu i lipcu 2006 roku modele te wciąż się na Allegro pojawiały i nie były nawet specjalnie drogie. Z moich zapisków a właściwie mojej listy modeli (prowadzonej na bieżąco od 2000 roku) wynika, że kupowałem je pod 2 sztuki (aby obniżyć koszty wysyłki). I tak w lipcu 2006 roku, razem z pokazanym tu w albumach modelem auta Jaguar SS100, kupiłem modelik Renalut Megane II firmy Solido:

Kiedy zacząłem tworzyć ten wpis, a właściwie jeszcze wcześniej wpadłem na pomysł, że zaanonsowane tu w poprzednim wpisie „berlińskie zdobycze” będę prezentował wraz z innymi modelikami z mojej kolekcji. Np. modelik Renault Clio III mam zamiar zaprezentować razem z modelikami Clio I i Clio II. Bedforda Blitz razem ze starym modelikiem Corgi i tak samo pozostałe dwa modele. Jednak nie bardzo pamiętałem w którym pudełku jaki (kupiony wiele lat temu ) model się znajduje. Kiedy na wspomnianej tu liście okazało się, że modelik Renalut Megane II jest przechowywany w pudełku numer 8 (które stoi na szafie w opuszczonym pokoju córki i jest akurat pod ręką) postanowiłem w pierwszej kolejności opisać modele Renalut Megane II i otworzyłem pudło numer 8 :

A to niespodzianka, proszę jaki tu porządek, a Megane leży na samym wierzchu i w pudle nie trzeba w ogóle grzebać. Pudło 8 zawiera modele kupione w 2006 roku i później, ale jeszcze przed ukazaniem się serii „Kultowe Auta PRL” (Wtedy kolekcję udawało się jeszcze ogarniać).

Ale wróćmy do naszego „drugiego” modelika:

Mimo upływu lat, wciąż prezentuje się dobrze:

Modelik jakością spasowania elementów ustępuje szaremu modelikowi Norev (zwłaszcza z tyłu)

Wiem, że kiedy go wyjąłem z pudełka, coś w nim właśnie z tyłu dopiłowywałem i nawet malowałem, ale teraz zupełnie tego nie widać. Aby tylne światła „mieniły się”, do bagażnika włożyłem wkładkę ze styropianu z naklejonymi w narożach kawałkami odblaskowej, błyszczącej folii:

Drobne detale nie są najgorzej wykonane, zaś klamki wykonane jako osobne elementy wyglądają perfekcyjnie.

Modelik jest pomalowany lakierem metalicznym (chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać) . Na blogu jest w albumach pokazywany od lat, ale jako taki prezentowany nie był (bo ten blog powstał 2 miesiące po jego zakupie.

Obydwa modeliki razem prezentują się bardzo dobrze i stanowią ciekawą i naprawdę fajną parę:

Renault Megane II nie był nigdy moim faworytem. Jego bardzo oryginalnie zaprojektowany tył wyróżniał się na ulicach, ale urodziwy specjalnie nie był, był oryginalny. W wersji 3 drzwiowej samochód wyglądał naprawdę dość dziwacznie, dlatego gdy na Allegro pojawił się w wersji 5 drzwiowej postanowiłem go kupić. W tamtym czasie (w 2006 roku) na modele wciąż trzeba było polować. Modelik kupiłem bo auto było popularne, poza tym pasowało do mojego nie całkiem kompletnego wtedy ciągu kompaktowych aut marki Renault . Megane I kupiłem w Niemczech w 2002 roku a dopiero później udało mi się upolować modele Renault 14 i Renault 19.

W przeciwieństwie do wersji bazowej Megane sedan, od samego początku mi się podobał i jego nadwozie uważałem za bardzo ładnie skomponowane. Czerwony modelik Megane II kosztował mnie w 2006 roku 31,5 zł (co w owym czasie jeszcze przed pojawieniem się na rynku „Kultowych Aut PRL”) nie było kwotą specjalnie wygórowaną. Dla porównania podam, że kupiony miesiąc później, następny model – Maserati Ghibli kosztował 103,5 zł, a za prezentowany (jako jeden z pierwszych modeli ) na tym blogu Maserati Biturbo zapłaciłem na grudniowej giełdzie 2006 (jeszcze w Starej Gazowni) 95 zł, co uważałem za całkiem niezłą cenę.

Wylicytowany w marcu Renault Megane II sedan kosztował mnie 43 zł (co nawet biorąc pod uwagę, że modelik jest bez jakiegokolwiek opakowania) można uznać za cenę bardzo dobrą.

pozdrawiam

332 – Wesołych Świąt

Wszystkim czytelnikom tego bloga życzę

Wesołych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy.

Ubiegły tydzień pomimo, że byłem na urlopie, wcale „leniwy” nie był. A w niektóre dni byłem nawet trochę „zagoniony”. W poprzedzającym go tygodniu, w poniedziałek i wtorek (18 i 19 marca) jeszcze normalnie pracowałem, a w środę rozpocząłem mój ostatni już „przed-emerycki” urlop. Tego dnia, po południu pojechałem do dentystki na przesuniętą o jakiś tydzień wizytę, a w czwartek i piątek przygotowywałem dokumenty do wyliczania kapitału początkowego przez ZUS (w związku z moim przejściem na emeryturę). W piątek kupiłem też do domu nowy komputer, bo dotychczasowy (służbowy) musiałem w czwartek 28 marca zwrócić. Zwrócić musiałem też służbowego Iphona i załatwić jakiś nowy numer telefonu, bo aparat (za złotówkę), który dostaliśmy przy zakupie telefonu dla żony miałem od dwóch lat. Z tym też było trochę zachodu.

Po weekendzie (w który sobie dałem troszkę luzu), w poniedziałek pojechałem do centrali mojej firmy załatwiać „obiegówkę”. Ostatni raz „obiegówkę” załatwiałem prawie dokładnie 27 lat temu jeszcze w FSO, skąd odszedłem z końcem kwietnia 1997 roku i już zdążyłem zapomnieć, jak to się robi. Teraz okazało się, że na „karcie obiegowej” muszę zebrać 12 podpisów osób z różnych działów mojej firmy.

We wtorek około południa pojechałem na warszawski Grochów do pracowni cukierniczej Żona Krawca, gdzie odebrałem 2 zamówione wcześniej ciasta (szarlotkę i tiramisu). Tego dnia ( 26. marca ) o godzinie 14. zorganizowaliśmy wraz z koleżanką z działu importu, która na emeryturę przejdzie na początku kwietnia, spotkanie, a właściwie małe przyjęcie pożegnalne dla koleżanek i kolegów z naszej pracy.

Na spotkanie oprócz kolegów z magazynu (gdzie pracowaliśmy) z centrali przyjechało kilkanaście osób (w tym koledzy, z którymi kiedyś zaczynałem pracę). Koleżanka upiekła 3 ciasta, ponadto przywiozła orzechy, cukierki i inne łakocie. Ja do ciast z cukierni dołożyłem jeszcze 2 pudełka ptasiego mleczka, chipsy, winogrona i 2 miseczki specjalnie na tą okazję przygotowanego rano twarożku z papryką, rzodkiewką i dymką, jaki od czasu pandemii niemal codziennie przygotowuję na poranne śniadanie w domu (dla mnie i dla żony). Do degustacji twarożku podałem krakersy Lajkonik.

Spotkanie, a właściwie małe przyjęcie udało się bardzo. Z okazji przejścia na emeryturę dostałem kilka fajnych prezentów (również w płynie), a także modelik, który dzień wcześniej sam wskazałem (pokażę go przy jakieś okazji). Dostałem voucher na 2-dniowy pobyt z żoną w hotelu Mir-Jan SPA w Lądku Zdroju. Dostałem też pokazany tu na zdjęciu (na górze) wspaniały bukiet kwiatów i innych roślin, który teraz zdobi nasz wielkanocny stół, a także plakat ze zbiorem moich zdjęć zrobionych w firmie na przestrzeni wielu lat:

Następnego dnia w środę 27 marce nie miałem specjalnych pilnych spraw do załatwienia związanych z moim przejściem na emeryturę. Przypomniałem sobie, że tego dnia ukazał się kolejny modelik Star 28 z serii „Kultowe ciężarówki z epoki PRL”. Pobiegłem do kiosku na bazarek, gdzie w sobotę zamówiłem modelik. Niestety tym razem transakcja nie doszła do skutku, bo do kiosku z zamówionych 4 egzemplarzy dotarły tylko 2 .

Na szczęście pokazane na blogu wycieczki i regularne zwiedzanie okolic Warszawy tym razem bardzo się przydało. Po powrocie do domu w Internecie znalazłem telefon do kiosku w podwarszawskim Konstancinie i zadzwoniłem. Pani zgodziła się odłożyć dla mnie jeden z ostatnich modelików, ale musiałem po niego w środę lub czwartek pojechać. Żona moją perspektywą wyjazdu po modelik do Konstancina zachwycona nie była. Przed świętami jest zawsze sporo pracy w domu, więc abym coś dla domu zrobił pojechałem najpierw na drugą stronę osiedla do sklepu Olewnik, gdzie kupiłem 2 kg schabu do upieczenia na świąteczny obiad (u siostrzenicy żony) i 5 kawałków białej kiełbasy dla nas. Potem wyruszyłem komunikacją miejską (najpierw metrem M2 później M1 do Kabat i na koniec autobusem 710) do Konstancina. Od blisko 2 lat mam kartę warszawiaka, która kosztuje 50 zł na rok i umożliwia poruszanie się komunikacją miejską po całej Warszawie i okolicach. Modelik odebrałem ok. 16-tej i wróciłem do domu. Cała eskapada trwała ponad 3 godziny, ale było warto, bo modelik jest rozchwytywany i we wszystkich kioskach, w których o niego pytałem sprzedał się już w dniu ukazania się w godzinach porannych.

Następnego dnia rano pojechałem do centrali mojej firmy, gdzie oddałem służbowy komputer i telefon. Przed południem odebrałem świadectwo pracy i z nim pojechałem do siedziby ZUS na Pradze Północ gdzie złożyłem ostatnie już dokumenty potrzebne do ustalenia emerytury. Z siedziby ZUS wyszedłem ok. 13-tej i w końcu po tygodniu biegania za nowym komputerem, nowym numerem telefonu i umową na niego, kontynuacją ubezpieczenia zdrowotnego i kilkoma sprawami w ZUS mogłem zacząć przygotowania do świąt. Po szybkich zakupach w Biedronce wróciłem do domu gdzie obrałem ziemniaki, ugotowałem je i usmażyłem 2 kotlety schabowe (odkrojone z kupionego w środę kawałka schabu).

Ledwo zjedliśmy obiad, a już trzeba było podjechać na dworzec po moją córkę Agnieszkę, która przed 16-tą przyjechała z Berlina. I tak przygotowania do świąt robiliśmy właściwie wczoraj (bo żona dostała urlop tylko na piątek, a w czasie kiedy ja przygotowywałem się intensywnie do przejścia na emeryturę, żona pracowała). Kiełbasę upiekłem też wczoraj wieczorem (w piwie, z cebulą i jabłkami według przepisu podejrzanego na Youtube). Piwo, co prawda nie do końca odparowało, ale odsączony sos (który mam zamiar wykorzystać jutro podczas pieczenia schabu) smak ma wspaniały.

Agnieszka nie przyjechała z Berlina „z gołą ręką”. Przywiozła modele wylicytowane na początku marca, na niemieckim e-bay’u :

Są co prawda bez opakowań, majątek nie kosztowały, a prezentują się naprawdę wspaniałe.

Teraz właśnie wrzuciłem do sporego garnka z mocno osoloną wodą kupiony w środę kawałek schabu. Za kilka godzin, gdy już do końca rozmarznie wyjmę go i natrę przyprawami. Jutro zaraz po skromnym śniadaniu upiekę go i pojedziemy na Gocław do siostrzenicy żony na „wielkanocny” rodzinny obiad.

pozdrawiam